piątek, 13 maja 2016

Urodziłam. Jak wyglądał mój poród?

Minęły już prawie trzy tygodnie, a do tego postu wracam trzeci raz. Takie są uroki posiadania małego szkraba w domu :)

Już zapomniałam, że bolało. Teraz cieszę się każdą chwilą spędzoną z dzieckiem. Nie wiem jak wy, ale ja przed porodem szukałam różnych informacji po sieci, właśnie jak wyglądał poród różnych kobiet. Zazwyczaj pisały, że bolało, ale ból odszedł kiedy pojawiło się dziecko na świecie. Nie będę ściemniać, uważam to samo. A jak to się odbyło? Pierwszym zwiastunem (wtedy 25 kwietnia) było odejście wód płodowych. Było ich mega, mega dużo i lały się przez jakieś dwie godziny. Dziwne uczucie, nie dało się nad nimi zapanować. Jeszcze wtedy nie było skurczy, ale pojechaliśmy z mężem na porodówkę. Dodam, że odejście wód płodowych odbyło się nad ranem. Będąc w szpitalu zaproszono mnie do gabinetu lekarskiego, tam odbyło się badanie USG brzucha. Na podstawie badania skierowano mnie na salę porodową. Pierwsze regularne skurcze były całkiem ok. Porównałabym je do skurczy w trakcie trwania menstruacji. Natomiast druga faza skurczy - dla mnie koszmar. Nie wiedziałam jaka pozycja jest dla mnie najlepsza, czy siedząc na piłce, przysiady przy drabince, leżenie na łóżku czy prysznic. W każdej bolało, a mąż tylko powtarzał: za chwilę będziesz miała skurcz. Nastawiona, nie gotowa. I tak trwały one kilka godzin, w końcu zaczęły się skurcze parte. Osobiście dla mnie mniej bolesne, jakoś potrafiłam sobie z nimi radzić i używałam wszystkich sił, by jak najszybciej przywitać dziecko na świecie. Te już nie trwały tak długo jak poprzednie. Kiedy główka była blisko, zrobiono nacięcie i witaj Czarku na świecie! Co za radość i łzy, niezapomniane wrażenia, pierwszy płacz dziecka, wiadomość, że jest wszystko ok, pierwszy dotyk dziecka, jego ciepło, aż łezka w oku się kręci. Niesamowite przeżycie. O bólu już zapomniałam. Zaraz za dzieckiem poszło łożysko, później szybkie szycie i jazda do pokoju, a mój Czaruś obok w łóżeczku. I tak się mu przyglądałam godzinami, podziwiałam.
Obecnie jestem dumną mamą, mam zdrowego i kochanego synka, najpiękniejszego na świecie. Mimo, że czasami daje mi popalić i nie mam czasu na nic, to i tak go kocham. Nawet wtedy, kiedy mówię, że zaraz go pójdę sprzedać. Nie oddałabym za żadne skarby. I tak jest grzecznym, spokojnym bobasem, miewa dni, że jest trochę bardziej marudny.
Uczymy się siebie codziennie. Na początku nie znosił kąpieli. Teraz podczas i zaraz po kąpieli jest bardzo wyciszony, uśmiechnięty, lubi to. Nawet zmiana pieluszki nie jest dla niego niczym złym. A najbardziej lubi się tulić do ciepłego ciała.
Kocham jego małe ciałko: pachnące i mięciutkie; kochane małe rączki i stópki. Niewinny uśmiech i jeszcze nie skupiony wzrok. Ten mały nosek i mięciutkie uszy. Cały on. Taki nasz.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz